Przywracanie tradycyjnych metod przetwórstwa

Przywracanie tradycyjnych metod przetwórstwa owoców (wyrób świeckich powideł i suszonych owoców). W 2000 roku rozpoczęto przywracanie tradycji smażenia "świeckich powideł". Słoiki z usmażonymi powidłami zostały ponumerowane, a ich odbiór był imienny i wymagał pisemnego potwierdzenia. W październiku 2001r. zakończono prace budowlane przy odtwarzaniu suszarni do owoców w Chrystkowie.

 

Przed I wojną światową i w okresie międzywojennym przy wielu gospodarstwach nad dolną Wisłą, w strefie zboczowej (na skarpie) i na dnie doliny zakładano sady o powierzchni 0,5ha - 2ha. Owoce wykorzystywano na własne potrzeby, a ich nadwyżkę wywożono. Szczególne znaczenie miały śliwki węgierki. Lokalny ich ekotyp charakteryzował się nie tylko odpornością na nie korzystne czynniki klimatyczne i szkodniki, ale również tym że pestki bardzo łatwo oddzielały się od miąższu. Tę cechę wykorzystywano do produkcji powideł. Gospodynie przygotowywały wielkie kuprowe (miedziane) kotły, bociany (mieszadła), rozpalały ognisko i wsypywały do naczyń dojrzałe, wcześniej wypestkowane owoce. Smażone najczęściej bez cukru, na wolnym ogniu nawet 3 dni, odznaczały się wyśmienitym smakiem. Gotowe produkty umieszczano w kamiennych garnkach i zapiekano w chlebowych piecach. Gdy na powierzchni powideł utworzyła się spieczona skorupka, wyjmowano garnki i składowano w chłodnych piwnicach.

 

Tak przygotowane i przechowywanemogły być użyte do spożycia nawet po 2-3 latach. Inne węgierki lokalnej odmiany musiały być wrzucane do kotłów wraz z pestkami, gdyż ich wyjmowanie pochłaniało zbyt dużo czasu. Wiedziano, że nie są robaczywe, ponieważ brano tylko te owoce, które wisiały na drzewie do pierwszych przymrozków i odznaczały się lekko pomarszczoną skórką. Po usmażeniu powidła przepuszczano przez cedzidła, specjalnie do tego celu wykonane przez garncarza z Gruczna. Skutecznie zatrzymujące wszystkie twarde nasiona. Goryczka pestek nadawała produktowi oryginalny smak.

 

Ilość wytwarzanych powideł wystarczała na potrzeby całej, czasami dość licznej, rodziny. Ich nadwyżkę przewożono najczęściej do Świecia, aby tu sprzedać je i załadować na barki wyruszające z innymi towarami do Gdańska. O tym, że powidła stanowiły rarytas dla gdańskich podniebień świadczy fakt, że na wiele lat przylgnęła do nich nazwa "świeckie powidła", będąca swoistą wizytówką dobrej jakości towaru.

 

II wojna światowa i lata powojenne przyniosły szereg niekorzystnych zmian w sposobie myślenia i działania mieszkańców. Tradycyjnie przygotowane artykuły spożywcze "przegrały" konkurencję z szybko i niezdrowo produkowaną żywnością. Komu chce się dziś kilka dni smażyć powidła, skoro w sklepach można kupić niedrogo "podobne" wyroby?

 

Pod koniec lat 80-tych jeszcze w kilkunastu miejscach wyrabiano powidła. Obecnie tylko w kilku miejscach między Bydgoszczą a Świeciem kobiety trudnią się wyrabianiem "świeckich powideł". Służą one do wypiekania znakomitych rogalików ze słodkim nadzieniem. Odtworzenie w Chrystkowie (przy Zespole Parków Krajobrazowych Chełmińskiego i Nadwiślańskiego)  sadu z lokalnymi ekotypami śliw oraz starymi odmianami jabłoni daje nadzieję na zachowanie również dawnych metod przerabiania owoców. Okazuje się bowiem, że powrót do swych korzeni dla wielu ludzi wywodzących się z tego terenu nabiera coraz większej i duchowo głębokiej wartości.